Chorzy współlokatorzy, czyli jak wynajmowanie mieszkania może zamienić się w koszmar
O wynajmowaniu pokoju bądź stancji z pewnością najwięcej do powiedzenia mają z pewnością studenci. Ci, którzy mieszkają blisko dużych aglomeracji lub w miastach mogą dłużej pozostać w rodzinnym mieści i nie muszą korzystać z uroków wynajmowania pokoju. Ci jednak, którzy z różnych powodów chcą się wyprowadzić, najczęściej rozpoczynają poszukiwania stancji dużo wcześniej by wybrać miejsce, przyjazne, w dobrej lokalizacji i przede wszystkim odpowiedniej cenie, a ceny wynajmowania mieszkania bądź pokoju szczególnie w stolicy potrafią być kosmiczne! Pół biedy gdy można dogadać się w kilka osób i wynająć wielopokojowe mieszkanie, zamieszkać z dziewczyną/chłopakiem, gorzej gdy szuka się pokoju na własną rękę i nie jest to kawalerka, ale pokój w mieszkaniu, w którym już znajdują się współlokatorzy. To właśnie o nich mowa, bo wynajmując przez kilka lat różnego rodzaju pokoje w stolicy można się przekonać, że potrafią oni zarówno człowieka rozbawić, jak i doprowadzić do szału, a przyzwyczajenia innych osób bywają naprawdę różne.
Nie ma czasu opowiadać o godzinami zajmowanej łazience, pożyczaniu sztućców do tego stopnia, że czasami samemu nie ma czym zjeść obiadu czy o niewywiązywaniu się z grafiku sprzątania. Tutaj będą przedstawione raczej skraje przypadki, które naprawdę doprowadzają do szału.
Sorry, w Twoim kubku jest ziemia
„Pewnego dnia weszłam do kuchni i marzyłam o kubku gorącej kawy. Początkowo nie mogłam go znaleźć. Szukam, szukam i nic. Wtedy dostrzegłam, że mój kubek stoi na lodówce. Trochę to dziwne, ale ok. Gdy zaś do niego zajrzałam zorientowałam się, że w środku jest ziemia. Wtedy to już nie wytrzymałam. Słyszałam, że moja współlokatorka kręci się po swoim pokoju i specjalnie poczekałam aż wyjdzie. Gdy tak siedziałam z tym kubkiem, Kaśka weszła do kuchni. Z racji tego, że raczej nie zorientowała się o co mi chodzi zapytałam wprost: „Co to ziemia robi w moim kubku na herbatę?” Odpowiedz zwaliła mnie z nóg, chociaż w sumie chyba nawet trochę rozbawiła, jednak ogólnie nie byłam w nastroju na żarty „A wiesz, chciałam w nim przetrzymać sadzonkę pomidorków od mamy i, że nie miałam gdzie jej wsadzić do wsypałam ziemię do Twojego kubka”. Nie wiem co jej na to odpowiedziałam, ale raczej bez komentarza wróciłam do swojego pokoju…”
Pomieszka z nami mój pies, chyba nie masz nic przeciwko?
„Kocham zwierzęta, a w szczególności psy, jednak pomysł, aby w dwupokojowym mieszkaniu zainstalować psa o wymiarach co najmniej takich jak dorosły człowiek (a był to malamut) to naprawdę nie jest dobry pomysł. Co więcej na początku piesek był dla jego właściciela zabawką i najlepszym kompanem, zaś później miałam wrażenie, że stał się niepożądanym intruzem. Gdy Tomek wychodził na cały dzień do pracy, psina pod koniec dnia zostawała z pustą miską i bez kropli wody. Tego było za wiele, jednak mimo moich próśb, aby Tomek zajął się psem, widoczne było, że moje uwagi jednym uchem wpuszcza, a drugim wypuszcza. Ponadto przy psie, który gubi sierść a także jednak posiada swoje gabaryty utrzymanie w porządku stało się niemożliwe zaczęłam coraz bardziej się denerwować. W końcu musiałam się wyprowadzić…”
Ciemność, widzę ciemność
„Rachunki dzieliliśmy między siebie po równo, później pieniądze zbierała jedna osoba i opłacała wszystko co trzeba. Właśnie opłacała w czasie przeszłym, bo jak się okazało zwlekaliśmy z opłatami od kilku dobrych miesięcy. Gdy pewnego dnia weszłam do mieszkania i chciałam włączyć światło na korytarzu, nie zadziało się nic i dalej panował w nim półmrok. W porządku – pomyślałam, że albo stało się coś z korkami, albo w całym bloku nie ma prądu, bo jest awaria i nie ma co z tego powodu urządzać afery. Po czasie zorientowałam się jednak, że na klatce schodowej światło działa bez problemu, a korki również są w porządku. Gdy zadzwoniłam do elektrowni okazało się, że zalegamy z zapłatą rachunków ponad 2 miesiące i w końcu elektrownia wyłączyła nam prąd. Nie muszę tłumaczyć jaka byłam zła. Oczywiście powiedziałam o tym reszcie współlokatorów i razem czekaliśmy by wszcząć awanturę Gośce, która co miesiąc zbierała od nas pieniądze na rachunki, a później nie wiadomo co z nimi robiła. Gdy wróciła do domu napadliśmy na nią z awanturą, a ona sama przyznała się, że kasa była jej potrzebna i że wszystko nam odda i zapłaci rachunki. Zrobiło mi się jej nawet szkoda, przy czym jednak całkowicie straciłam do niej zaufanie…”
Więcej historii, jak i mnóstwo zdjęć z życia współlokatorskiego można znaleźć na Facebooku na stronie dotyczącej właśnie tej tematyki.